Zastanawialiście się kiedyś dlaczego nasi zachodni sąsiedzi tak intensywnie walczą o powodzenie rosyjskich Nord Streamów? Odpowiedź jest prosta: chodzi oczywiście o gigantyczne pieniądze. Dzięki tym gazociągom Niemcy staną się europejskim hubem gazowym i głównym dystrybutorem rosyjskiego Gazpromu. Zyski z tego tytułu będą olbrzymie. Dlatego też niemieccy politycy starają się dławić w zarodku wszelkie inicjatywy, które są na kursie zderzeniowym z ich gazowymi interesami. Rozwój energetyki atomowej w Polsce jest na takim kursie.
foto: Kremlin.ru (CC by SA 4.0)
Przypomnijmy, że pod koniec 2019 roku niemieccy europosłowie zaproponowali, aby wszystkie elektrownie atomowe na terenie UE zostały wygaszone. Wszystkie. Mimo, że nie emitują one żadnych gazów cieplarnianych podczas produkcji energii i są kompletnie neutralne z punktu widzenia zmian klimatycznych.
Dlaczego niemieccy politycy wyszli z taką inicjatywą? Odpowiedzi na to pytanie udzielił w książce "Energiewende. Nowe niemieckie imperium" Jakub Wiech, ekspert z dziedziny energetyki: - "Niemcy walczą z czystą energetyką jądrową w Europie, by w jej miejsce weszły jednostki opalane gazem - a tym paliwem handlować ma Berlin dzięki Nord Streamom. Nie ma to nic wspólnego z ochroną klimatu, ale dużo z niemieckim interesem".
Jednym z założeń niemieckiej polityki energetycznej jest utworzenie z tego kraju "europejskiego huba gazowego", który miałby dystrybuować rosyjski gaz dostarczany przez gazociągi Nord Stream 1 & 2 na całą Unię Europejską. Aby wszystko "spięło się" jednak z ekonomicznego punktu widzenie, trzeba najpierw wygenerować odpowiedni popyt na gaz ziemny dostarczany do Niemiec po dnie Bałtyku przez Gazprom. Wpływ na taki popyt bez wątpienia miałoby przeforsowanie pomysłu likwidacji elektrowni atomowych funkcjonujących na terytorium UE. Wszak w przypadku realizacji tak sformułowanego postulatu elektrownie jądrowe będą musiały być zastąpione innymi siłowniami o znaczeniu systemowym. Węgiel jest na cenzurowanym, a OZE nigdy nie zapewnią stałych dostaw mocy. W takich okolicznościach elektrownie na gaz sprowadzany z Rosji i dystrybuowany przez niemieckie firmy byłyby "idealnym" rozwiązaniem.
Patrząc przez pryzmat powyższego nie powinno nas dziwić, że w zawartej w 2018 roku umowie koalicyjnej między głównymi partiami rządzącymi Niemcami stwierdzono, iż energetyka atomowa jest zagrożeniem dla możliwości eksportowych niemieckich firm na rynkach międzynarodowych.
Warto również przypomnieć, że już w 2011 roku nasi zachodni sąsiedzi oraz działające tam organizacje ekologiczne wysłały do Komisji Europejskiej specjalny list protestacyjny w sprawie planowanej w Polsce pierwszej elektrowni atomowej. Do rządu w Warszawie trafiło również - uwaga - aż 20 tys. indywidualnych zastrzeżeń dotyczących polskiego programu jądrowego (!). Niemcy po prostu dbali o swoje interesy. Wiedzieli, że jeśli w Polsce powstanie siłownia jądrowa, to produkowana w naszym kraju energia będzie - po pierwsze - tańsza od energii produkowanej przez niemieckie wiatraki, a po drugie - nie będzie zwiększonego zapotrzebowania na dostawy gazu dla nowych elektrowni opalanych tym surowcem, bowiem takich elektrowni po prostu u nas nie będzie. Obecnie mamy rok 2021 i elektrowni atomowej w Polsce jak nie było, tak nie ma. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest deficyt mocy wytwórczych skutkujący koniecznością kupowania sporej ilości energii z Niemiec oraz rozważania na temat budowy nowych elektrowni na gaz, które - w wariancie skrajnym - mogłyby być zaopatrywane w rosyjski surowiec z kierunku niemieckiego.
Tak to właśnie wygląda. Mam nadzieję, że nie zanudziłem, ale zależało mi na tym, aby przekaz w tej sprawie był jasny.
Komentarze
Prześlij komentarz